Z serii odkrycie bardzo prozaiczne. Otóż co to jest pralka każdy wie. Do czego służy, jak ją obsłużyć, ma takie śmieszne rysuneczki, wszystko widać. A jednak zawsze można coś odkryć. Nie kupuje się pralki codziennie, ani co tydzień. To moja pierwsza pralka, w której kupowaniu brałam udział(to już nawet mój mąż ma większe doświadczenie), więc mnóstwo nowości odkryłam. Tyle i tyle obrotów, programów, ustawień. To dodać, to odjąć, to można zmienić, to zastosować, pranie podwójne, pojedyncze, samo wirowanie, płukanie, bez zagnieceń, eco, 1000 lub 700 obrotów, cuda, wianki, czary - mary. Następnie dostarczyć pralkę do domu, podłączyć,wypoziomować( o i tu mam mistrza nad mistrzami!) kupić proszek( o mamo, jak ty to robiłaś?!) i można prać. Kilka nieudanych prób na szczęście tylko na ręcznikach ( bo przecież mama wszystkie ręczniki prała razem), a potem odkrywanie kolejnych funkcjonalności,w końcu wiem po co jest pranie w tylu różnych stopniach i do czego może się przydać program krótkie, a jak sprać plamy na obrusie. Pralka, niesamowity przyjaciel kobiety :D Zamieniam się w szopa pracza i dostosowuję do realiów w mojej nowej rodzinie. A potem suszenie i prasowanie to już innych kilka historii o tym jak i gdzie suszyć, o suszarce sufitowej, której miało się nie dać, a jednak się dało zamontować i koszulach, których nie lubiłam prasować a musiałam polubić i może kiedyś nawet się nauczę... ( na razie zajmuje mi to już mniej czasu - zawsze jakiś sukces...) Na koniec dialog mojego Męża z moim Teściem.
T - o widzę, że pierzecie już
M - tak, to już, któreś z kolei pranie
T- i wcale się nie rusza, ciekawe jak będzie chodzić na 1000 obrotów, pewno wyskoczy z łazienki
M - już jest na tysiąc(pęka z dumy)
T- aha...
bo poziomice to mój mąż ma w oczach :D